Premie górskie w Rangórach kategorii I pokonane i to prawie wszystkie z tarczy z 36 ząbkami, jest znośnie ... ogólnie udało mi się zejść ze średnim tętnem ... powolutku zbudujemy formę i zgubimy wagę i wsiądziemy na leciuteńką szosóweczkę ... powolutku.
Nie napiszę, że to było kręconko, bo jak się jedzie przez większość czasu ze średnim tętnem 176 ud/min przy max. 191 to to nie jest kurwa kręconko, jak się spala na dystansie niespełna 50 km prawie 2000 kcal to to nie jest kurwa kręconko. Postanowiłem sobie zrobić symulację testu na tętno na progu mleczanowym wg. Friela no i wychodzi, że jestem w ogóle niewytrenowany, no bo i jak, skoro nie trenuje tylko jeżdżę tak dla samej frajdy, czy uda się to połączyć z jakimś reżimem treningowym, cóż zobaczymy. Okazuje się, że samo jeżdżenie kilometrów to nie wszystko ... ale przynajmniej jest z czego schodzić ... podjazd do Dębicy jest wkurwiający, szczególnie na początku jazdy i z moją obecną cudowną wagą. Tak czy inaczej z jazdy jestem zadowolony, uśmieszony i zakontentowany. Fajna jest ta pętla przez Pomorską Wieś, Borzynowo i Pasłęk do Elbląga. Lubie tam jeździć, początek podjazd, potem interwałowa trasa i powrót po płaskim, nowiutkim asfalcie ... fajno. Udany popołudniowy bryk :-)