No i się było i stało, ten rzeczony Święty Gaj zdobyty i wiecie co, od dziś nazywam go Śniętym Gejem ... żenada i chuj ... po drodze pierdyliard ciekawszych miejsc, jeszcze tam wrócę przy okazji wizyty w Dzierzgoniu i okolicach, do tych ciekawszych miejsc naturalnie. No ale first things first ... rano ... taa 11 to rano jak jasna cholera ... pojechałem zarabiać bileciki NBP ... wracając spotkałem
Rafiego, jakaś minuta szybkiej wymiany rewelacji okołorowerowych i polecielim dalej, każdy we swoją stronę of korz ... w domu zatankowałem do bukłaka 'Rakiet Fjuel' i zabrałem 'Stejki' i ruszyłem w trasę z mocnym przekonaniem, że deszcz mnie nie dopadnie, a jak dopadnie to i tak pojadę dalej ... jak się okazało, co założyłem sobie na wstępie to też byłem uczyniłem ...
Standardowo poleciałem DDR numer 7 i w Komorowie Żuławskim odbiłem na Drużno przekraczając na chwilunię kanał w jednym tylko celu ... wiadomo jakim ...
Dalej wzdłuż kanału włącznie z terenowym łącznikiem, którym to dotarłem do Jelonek ... i w tej drodze do Jelonek się zaczęło, jebany armageddon w wersji hard, ściana wody, która kompletnie przemoczyła mi buty i spodnie, softshell się był i oparł ... w Jelonkach na przystanku na przeciwko pewnego sklepu ogólnospożywczego przeczekałem sobie nakurwianie H2O z nieboskłonu i ruszyłem w dalszą drogę ... dziurawą zresztą.
Tak sobie powolutku nabierałem wysokości ... tak tak, było pod górę ... dotarłem do Rychlik
a tam kościółek a to zburzony a to odbudowywany a teraz to chyba kasę z Kurii dostali ..
Jak się potem okazało były lepsze miejsca, żeby zgrabny fotogram owego uczynić, cóż jak to się mówi ... następną razą a takowa będzie z całą pewnością ...
Lecimy a w zasadzie pedałujemy dalej popijając 'Rakiet Fjuel' i zajadając co czas jakiś 'Stejki' i trafiam do wioseczki Kwietniewo a tam ... wyjątkowej urody kościółek ... ale ja się pytam kto do kurwy zbidniałej odjebał te IHS 2000 na dachu, się kurwa pytam KTO !!!
Z Kwietniewa ruszyłem widząc, że do Świętego Gaju już tylko 6 keamów i wjechałem na moją "ukochaną" szutrową tarkę, kurwa jak ja nie lubię po tym jeździć, błagam, root i rock gardeny, luźne kamienie i inne rzeczy uwielbiam, nawet trekingiem, ale nie to gówno ... no i tak popierdalam gubiąc zęby po drodze i nagle hample iii halt ... !!! Cholin staropruska osada ... no to jedziemy ... znów tu wrócę ale ze statytwem ... w samym miejscu gdzie ma być owa osada ciemno jak we dupie i wybaczcie ale ja nie umiem zrobić dobrych zdjęć z ręki w takich warunkach a trybu auto i lampy, która by się tam włączyła nie uznaję ... a droga dojazdowa wyglądała tak
i tak
No i doleciałem do tego Świętego Gaju i tam oczom mym ukazało się coś ... ołtarz i droga krzyżowa ... żal i żenada, miałem nadzieję, że będzie to bardziej klimatyczne miejsce ... no niestety nie jest ... ale za to zajebałem sobie mega lansiarską fotę w celu wstawienia jej na Fejsbuku jako zjdęcie w tle ... hel je :D
I spierdzieliłem szybko z tego "sanktuarium" po spożyciu 'Stejka' i klasycznym popiciu go 'Rakiet Fjuel' w kierunku Jegłownika z zamiarem odwiedzenia chrześniaka, braci jego i mamy, niestety była tylko mama ... ale też było zajebiście :)
A teraz do ad remu ... rzeczone tytułowe 'Dawno nie padało' to tekst dnia, gdyż oprócz ukurwalewy w Jelonkach co jakiś czas przelotnie i zalotnie popadywało, na zamianę lub razem z nakurwiającym w ryj wiatrem i za każdym razem gdy tak się działo rzucałem sobie owe 'dawno nie padało' przy razie czwartym już się śmiałem w głos ...
Podsumowując, z Jegłownika wróciłem 22'ką i pod domem oddałem się czyszczeniu Żajanta ... dziś dzielnie mi towarzyszył i mimo już solidnej wagi, bo 15 kg będzie, idzie jak przeciąg.
Zadowolon jestem z pogody, z dystansu, z nowych miejsc i z tego, że tam wrócę jednak Śniętego Geja ominę szeeeerokim łukiem. Dobranoc.
P.S. Bym zapomniał w trakcie wycieczki pynkło 2000 km odkąd prowadzę tegoż bloga.