Premie górskie w Rangórach kategorii I pokonane i to prawie wszystkie z tarczy z 36 ząbkami, jest znośnie ... ogólnie udało mi się zejść ze średnim tętnem ... powolutku zbudujemy formę i zgubimy wagę i wsiądziemy na leciuteńką szosóweczkę ... powolutku.
A to z kilkudziesięciu powodów, wpis ten jest przełomowy. Pierwszy podstawowy powód jest taki, że zasadniczo za czas niedługi ten blog umrze śmiercią naturalną i zostanie już jedynie miejscem wpisu tak zwanych suchych statystyk rowerowych, wynoszę się na normalnego bloga, takiego o szerokiej tematyce, szerszej niż rower i kręcenie pedałami, które mimo iż sprawia mi frajdę i jest genialnym sposobem na utrzymanie sprawności to generalnie jest mega kretyńskim zajęciem (o kręceniu pedałami rzecz jasna wciąż piszę). I tak kocham pedałować. Powód numer dwa, już niebawem będę miał dużo innych tematów do opisania, tematów, które baaardzo wykraczają poza ramy tej stronki. Pozostałych powodów kilkudziesięciu minus dwa wymieniać chwilowo nie będę, poza tym to moje powody i tym samym są znane tylko mnie. Kilometry z wczoraj i dziś, wczoraj 15 km spacerku wraz z małżonką a dziś pracowe ... a i zaraz lecę pokręcić w obcisłych gatkach ... ale temu to poświęcę osobny wpis. Z rzeczy bardzo ważnych kupiłem dziś w końcu ciężarki i uczyniłem sobie trening górnych partii ciała po obwodzie stacyjnym i czuję się świetnie.
Nie napiszę, że to było kręconko, bo jak się jedzie przez większość czasu ze średnim tętnem 176 ud/min przy max. 191 to to nie jest kurwa kręconko, jak się spala na dystansie niespełna 50 km prawie 2000 kcal to to nie jest kurwa kręconko. Postanowiłem sobie zrobić symulację testu na tętno na progu mleczanowym wg. Friela no i wychodzi, że jestem w ogóle niewytrenowany, no bo i jak, skoro nie trenuje tylko jeżdżę tak dla samej frajdy, czy uda się to połączyć z jakimś reżimem treningowym, cóż zobaczymy. Okazuje się, że samo jeżdżenie kilometrów to nie wszystko ... ale przynajmniej jest z czego schodzić ... podjazd do Dębicy jest wkurwiający, szczególnie na początku jazdy i z moją obecną cudowną wagą. Tak czy inaczej z jazdy jestem zadowolony, uśmieszony i zakontentowany. Fajna jest ta pętla przez Pomorską Wieś, Borzynowo i Pasłęk do Elbląga. Lubie tam jeździć, początek podjazd, potem interwałowa trasa i powrót po płaskim, nowiutkim asfalcie ... fajno. Udany popołudniowy bryk :-)
Kilometren z dwóch dniów. Pomijając fakt, że dziś dostałem rachunek wyrównawczy za gaz to całkiem zajebiaszczy czas się teraz zadziewa, bliskie osóbki wspierają i pomagają w przygotowaniach do wyjazdu, pracuję z pełnym luzem, nóżka mimo miesiąca przymusowych wakacji bardzo elegancko zapodaje ... zobaczymy w przyszłym tygodniu jak wrócę w teren co się będzie działo ... przybyło kilogramów więc bankowo będzie wolniej na podjazdach ... zresztą z całą pewnością moi radośni czytelnicy dowiedzą się jak było ... dziś dostałem w "prezencie" nowe Schwalbinki Rakietowe Rony ... będziemy testować, obaczym co te faszystowskie opony są warte. Ogólna radość mnie rozpierdala od środka i na zewnątrz od jakiegoś czasu ... zagadka ... dlaczegóż.
Po pracy żem sobie po mieście polatał, po drodze spotkałem Dareckiego i śmy śmignęli kilka kilometrów razem wymieniając myśli różne, między innymi o haku co to napierdala jak pociąg jedzie i o kwadraturze koła i o innych popierdółkach a potem każdy poleciał w swoją stronę i się tak uzbierało 40 kaemów. Tak przy okazji, szukam nowego właściciela dla mojego Gianta, zabierał go ze sobą nie będę bo ma kierownicę po niewłaściwej stronie ...
Ot taka pętelka po obrzeżach miasta. Ostatnio ciężko się pedałowało więc dziś przed wyjazdem postanowiłem zbadać ciśnienie w gumach ... jak obaczyłem co pokazał manometr to żem zdębiał ... takie ciśnienie to ja miałem w oponach w góralu ... 2 bary ..., szybciutko wróciłem do dedykowanych 5 i poleciałem, od razu się inaczej to to toczyło. Po drodze spotkałem Wiolkę, jeno Ona dziś była biegła w swoich ciuszkach obcisłych ...
Wew pracy uczyniłem kontrolne ważenie pourlopowe i się kurwa przeraziłem, piwu i żarciu na dłuższy czas mówię stop klatka ...
Rower został w akcie wkurwiennym pozbawiony dodatków wagotwórczych typu stopka, bagażnik, błotniki, adapter do fotelika dla juniora itp. itd. i poleciałem obdziany w lajkrę przegonić się i zobaczyć w jak czarnej dupie jestem ... no i jestem w bardzo czarnej dupie co pokazuje średnia ... nawet nakurwiający zewsząd wiatr nie jest usprawiedliwieniem.
Zaniedbawszy blogaska przepotwornie, za co już zebrałem opiermandol od osób zainteresowanych, resztę zasadniczo chuj to grzeje ... ale cóż, bardzo mnie przykro, wróciłem z oszałamiającą liczbą kilometrów za miesiąc lipiec. Może jeszcze coś dziś dokręcę żeby żenady kompletnej, która i tak już była nastąpiła, nie było ... stylistyka mi siada przez ten urlop i te baardzo rowerowe temperatury. Na urlopie się nam dziecko pochorowało, pogody na opalanko było dni całe czy ... w związku z powyższym nie wyglądam jak Balotelli ;-) Roweru na urlop z premedytacją nie wziąłem, obrażony byłem na rower, leczyłem kontuzję, zapuściłem się znów wagowo i wsio zaczynamy łod nowa ... ale może to i dobrze ... wiele zmian nadchodzi, dużo nowego, życiowe wywroty i zanosi się na normalność pełną ... i życie spokojne. No to i by było tyle ... wygląda, że od sierpnia więcej na rowerze, miesiąc urlopu starczy.
Do pracy i z pracy ... a wieczorem lekkie trenowanko, gra na jakieś 60% możliwości, pierwsze drygowanko obroną, całkiem udane, no i mam mojego imiennika Zommera juniora jako stopera i ten chłopak wie po co jest ostatnim obrońcą i wiem, że mogę na nim polegać ... życiowo nic się ciekawego nie dzieje, rowerowo również, treningami żyję, budowaniem formy ... i inszymi sprawami pozarowerowymi.